Mimo, że od ślubu i sesji (po)ślubnej minęło już parę miesięcy, wstrzymywałem się z przygotowaniem tego wpisu.
Chciałem, aby to co tu przeczytacie dobrze opisało to co miało miejsce 20 sierpnia 2016. Myślałem też, że po czasie uda mi się uniknąć zbędnego patosu i ekscytacji:) Odkąd wybrałem zdjęcia i zacząłem pisać, cały czas zmieniałem koncepcję. (Czytacie chyba już piątą wersje…) Czemu tak trudno mi to przychodzi? Otóż nie chciałem, aby to był kolejny wpis opisujący „ten wyjątkowy dzień”. W końcu pomyślałem, że napiszę o tym co uważam, że było najistotniejsze.
Jak zrobić ślub idealny ? Jak urządzić wesele na którym WSZYSCY (nawet fotograf i zespół) będą czuli się wyjątkowo? Jak zorganizować dzień, który będzie wspominany latami?
Jesteście ciekawi?
Podpowiem. Trzeba być sobą. I to wystarczy.
Ślub Karoliny i Pawła na pewno był przemyślany. Widać było, że zadbali o wiele szczegółów. Było ich w tym wszystkim widać. Lecz to nie było najważniejsze.
Najważniejsi byli oni, ich miłość. To co mieli sobie przysiąc.
Udawanie sprawia, że czujesz się nieszczęśliwie. Nie musisz mieć prosiaka na ruszcie tylko dlatego, bo córka sąsiada miała go na swoim weselu. Nie bierz ślubu w lesie jeśli tego nie czujesz tylko dlatego, że to teraz modne. Istnieje duża różnica między pokazaniem siebie a robieniem czegoś na pokaz. Karolina i Paweł to rozumieli. Myślę, że ten dzień był idealny bo był szczery, kto był gościem pewnie się ze mną zgodzi.
Tym razem więc nie będę się rozpisywał, że była ładna pogoda i świadkowie byli fajni (bo to przecież widać na zdjęciach:)) ale chce wspomnieć o jednej rzeczy: Into My Arms w wykonaniu Pawła. On dobrze wiedział i czuł o czym śpiewa. Było to coś co naprawdę zapada w pamięć.
Kiedy się żegnałem wiedziałem, że byłem świadkiem czegoś co chciałbym fotografować częściej.